Różnica między Trzaskowskim a Nawrockim może być mniejsza niż 400 tys. głosów
Wszystkie wybory kandydat przegrywa najpierw we własnej głowie. Jeśli nie wierzy w zwycięstwo, to szanse na jego odniesienie radykalnie maleją. To jedna z podstawowych zasad rządzących nie tylko życiem politycznym. Dlatego skala defetyzmu, jaka pojawiła się po stronie obozu Trzaskowskiego, źle wróży kandydatowi KO. Jest ona o tyle zaskakująca, że wyniki, jakie przyniosła pierwsza tura, były - z wyjątkiem wyniku Grzegorza Brauna - zapowiadane przez większość sondaży.

Sondaże od przełomu kwietnia i maja pokazywały, że Karol Nawrocki powoli, ale systematycznie odzyskuje poparcie całego elektoratu PiS, natomiast Rafał Trzaskowski nie jest w stanie wyjść poza zwolenników Koalicji Obywatelskiej. Ostatecznie obaj otrzymali poparcie zbliżone do tego, jakim w sondażach cieszą się formacje, które ich wysunęły.

Deregulacyjny błąd
Zarazem te same sondaże od miesięcy pokazywały, że tym trzecim będzie nie tak jak pięć lat temu Szymon Hołownia, tylko Sławomir Mentzen. Skoro tak, to sztab Trzaskowskiego i wspierający go podobno Donald Tusk mieli mnóstwo czasu, aby się przygotować do rozgrywki o pozyskanie jakiejś części wyborców kandydata Konfederacji. Jest oczywiste, że większości z nich jest bliżej do Nawrockiego, ale czy rzeczywiście wszystkim?
Mentzen pozyskał w tym roku głosy wielu Polaków będących drobnymi przedsiębiorcami, rozżalonych ich pogarszającą się sytuacją - zarówno pod rządami PiS, jak i PO. Szansą na ich pozyskanie mógł być np. projekt deregulacji, który wydaje się jak dotąd jedyną znaczącą inicjatywą, jaką zaprezentował Polakom po dojściu do władzy rząd Tuska. Co stało na przeszkodzie, aby w marcu uczynić twarzą tego projektu Rafała Trzaskowskiego? Co stało na przeszkodzie temu, aby trwały dziś w parlamencie finalne prace nad pakietem ustaw ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej i upraszczających setki idiotycznych przepisów? Ustaw, które na początku sierpnia mógłby podpisać prezydent Trzaskowski.
Kandydat KO po ogłoszeniu wyników pierwszej tury zapowiedział, że podpisze ustawę liberalizującą prawo aborcyjne, za czym - jak wynika z badań - opowiada się większość Polaków. A co by się stało, gdyby drugiej turze wyborów, towarzyszyło referendum w tej sprawie? Czy sprzyjałoby to bardziej Nawrockiemu kategorycznie przeciwne mu liberalizacji obecnych przepisów, czy też Trzaskowskiemu?
Wyborcy to nie owce
Takie pytania do obozu Trzaskowskiego można mnożyć, ale czy znaczy to, że - jak sądzi wielu zwolenników Nawrockiego - prezes IPN już wygrał tegoroczne wybory? Moim zdaniem - nie.
Wszyscy, którzy mają wiedzę o tzw. przepływach elektoratów, jakie zdarzały się przy okazji poprzednich igrzysk prezydenckich, zdają sobie sprawę, że wyborcy nie są stadem owiec, które ich polityczni pasterze mogą pędzić w dowolną stronę.
Tym bardziej, że o ostatecznym wyniku może też przesądzić różnica między tymi wyborcami, którzy niechętni "popisowym" kandydatom zrezygnują udziału w głosowaniu 1 czerwca, a tymi, którzy wezmą udział w głosowaniu po raz pierwszy dopiero w drugiej turze.
Historyczne doświadczenie wskazuje, że we wszystkich poprzednich wyborach prezydenckich, z wyjątkiem tych z 1990 roku, frekwencja w drugiej turze była wyższa niż w pierwszej. Czasem o bardzo niewiele, bo mniej niż jeden proc, czasem jednak - jak w tych przed dekadą - aż o ponad sześć procent. I to właśnie ci wyborcy, zwykle słabo zainteresowani polityką, rozstrzygną o tym, kto zostanie prezydentem 1 czerwca.
Wreszcie będzie debata!
Wpływ na decyzje wyborców będzie miało mnóstwo czynników, z których większości ku rozpaczy sztabów nie da się w ogóle przewidzieć. Z tych, o których już wiemy, dwa wydają się w tej chwili najistotniejsze.
Pierwszym będzie piątkowa debata obu pretendentów. Z tego, co już wiadomo o jej zasadach, wynika, że będzie to wreszcie pierwsza w tej kampanii debata z prawdziwego zdarzenia. Taka, w której zamiast oratorskich popisów prowadzących ją dziennikarzy oraz szumu wywoływanego występami kandydatów, którzy nie zdobyli w minioną niedzielę nawet 100 tysięcy głosów, będziemy mieli do czynienia z 18 pytaniami, jakie nawzajem zadadzą sobie obaj politycy, w dodatku z zagwarantowanym czasem na riposty.
Jest dla mnie oczywiste, że po debacie zwolennicy obu kandydatów ogłoszą ich zwycięstwo, ale nie to będzie ważne. Istotne będzie, co sobie po niej o obu tych kandydatach pomyślą Polacy niezbyt interesujący się dotąd polityką. Tacy, którzy nawet po tej piątkowej debacie dalej nie będą pewni, czy wezmą udział w drugiej turze. To oni mogą rozstrzygnąć o wyniku.
Dwa marsze
Kolejnym wydarzeniem, jakie może w istotny sposób wpłynąć na wyniki drugiej tury, stanie się niedzielna konfrontacja frekwencyjna w Warszawie. Karol Nawrocki, natychmiast po ogłoszeniu wyników pierwszej tury, ogłosił ryzykowną decyzję o organizacji konkurencyjnego dla Trzaskowskiego marszu w Warszawie. Tego samego dnia i o tej samej porze. Na szczęście nie w tym samym miejscu, co zwiększa prawdopodobieństwo, że oba marsze przebiegną spokojnie.
Decyzję sztabu Nawrockiego uważam za ryzykowną, bo Trzaskowskiemu akurat w stolicy powinno być łatwiej zgromadzić dostrzegalnie większą liczbę uczestników. Łatwiej to jednak nie znaczy, że łatwo.
W dodatku efekt frekwencyjny łatwo będzie zniszczyć, dopuszczając do przemówień źle dobranych mówców. W szczególności nie sądzę, aby Trzaskowskiemu pomogło długie wystąpienie Donalda Tuska. Podobnie zresztą, jak nie pomoże Nawrockiemu przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, którego najpewniej również nie zabraknie. Tak się bowiem składa, że wśród tych, którzy nie głosowali w pierwszej turze na kandydatów KO i PiS, dominuje niechęć do obu starszych panów.
Co wybory mniejsza różnica
Przed nami jeszcze ponad tydzień dni zaciekłej walki o dosłownie każdy głos. Wygra go strona bardziej zdeterminowana i zmobilizowana, ale zarazem mniej agresywna i zajadła. Zdziwiłbym się, gdyby różnica między zwycięzcą a przegranym była 1 czerwca większa niż w przeszłości.
W tym stuleciu z każdymi kolejnymi wyborami zmniejszała się liczba głosów, jaką odnoszono zwycięstwo w drugiej turze. Jeszcze w 2005 r. Lech Kaczyński miał nad Donaldem Tuskiem ponad 1,2 mln głosów przewagi. W pięć lat później Bronisław Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego niewiele ponad milionem głosów, a w 2015 r. na Andrzej Dudę głosowało w drugiej turze ponad pół miliona Polaków więcej niż na dotychczasowego prezydenta. W ostatnich wyborach, i to przy rekordowo wysokiej frekwencji, przewaga Dudy nad Rafałem Trzaskowskim stopniała do niewiele ponad 400 tys. głosów. W tym roku może być jeszcze mniejsza.
Dlatego mam nadzieję, że obie strony uznają 2 czerwca werdykt PKW, bez względu na to jaki on będzie. Tak jak nikt nie zakwestionował dotąd oficjalnych wyników pierwszej tury. To będzie być może jedyne tegoroczne zwycięstwo polskiej demokracji. Tej bezprzymiotnikowej.
Antoni Dudek
Czytaj artykuły Antoniego Dudka w Interii:
Wybory prezydenckie 2025. Rafał Trzaskowski kontra Karol Nawrocki. Kiedy druga tura?
Pierwsza tura wyborów prezydenckich nie przyniosła rozstrzygnięcia. Konieczne jest zatem ponowne głosowanie, które odbędzie się 1 czerwca.
W drugiej rundzie walki o fotel prezydencki zmierzą się Rafał Trzaskowski (kandydat KO) i Karol Nawrocki (kandydat wspierany przez PiS).
Lokale wyborcze będą otwarte od godziny 7:00 do 21:00. Zapoznaj się ze szczegółami głosowania w drugiej turze.
Najnowsze informacje o wynikach i przebiegu głosowania publikujemy w naszym raporcie specjalnym - Wybory prezydenckie 2025.