Trzecia Droga donikąd
To paradoks, że właśnie teraz doszło do awantury między Magdaleną Biejat, niedawną kandydatką z Lewicy, a liderem PSL o zmiany w prawie dotyczącym... rozwodów. W końcu sam Władysław Kosiniak-Kamysz też jest w trakcie rozwodu, tyle że politycznego. Bolesnego, smutnego, z jednej strony pożądanego przez oboje partnerów, bo to małżeństwo do niczego nie prowadziło, a z drugiej strony - żadne z nich nie wie, dokąd teraz iść.

Nawet w sprawie tego, jaki jest status rozwiązywania Trzeciej Drogi, partnerzy nie są zgodni. Okazuje się, że to był projekt obliczony na "cztery wybory" i tym podobne, ale przecież nie takie rzeczy słyszeliśmy dwa lata temu.
Cztery lata temu słyszeliśmy o nowej jakości polityki, odejściu od bipolarnego kształtu sceny politycznej, o Polsce "gospodarnej", która miała być przeciwieństwem Polski "marnotrawionej".
Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia wspólnie w programach telewizyjnych deklarowali się jako sojusznicy, którzy nawzajem "sobie nie przerywają" i żadna ze stron nie pała chęcią zdominowania drugiej.
Cóż, ktoś inny, ktoś silniejszy i bardziej doświadczony, obu partnerów zdominował i osłabił. Ale smutny los Trzeciej Drogi, której sondaże nie dają dziś często szans na wejście do Sejmu, to nie tylko robota Donalda Tuska.
Trochę problemów zawdzięcza ona błędom własnym. Trochę temu, że sama była tworem dziwnym, wręcz paradoksalnym, raczej nierodzącym nadziei na dłuższą perspektywę.
Brojlery i nioski
Dziś to ludowcy mają często pretensje do swojego koalicjanta, że pociągnął całą formację w dół. Ale sami na ten wóz ostatecznie wsiedli, zdając się na jednego woźnicę. Trzecia Droga i jej notowania od samego początku były uzależnione od fortuny i błędów jednej osoby - Szymona Hołowni.
Formacja osiągnęła bardzo dobry wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku. Głosowało wtedy na nią ponad trzy miliony wyborców, a gdyby wybory odbyły się kilka miesięcy później, byłoby ich jeszcze więcej, bo wówczas świeżo upieczony marszałek przeżywał wręcz nieprawdopodobne medialne prosperity.
Gwiazdy deklarowały miłość do niego, a panie puszczały obrady Sejmu (na ogół nudzą one nawet dziennikarzy politycznych) dzieciom w szkołach. Tyle że potem była już tylko równia pochyła.
Abstrahując od licznych błędów Szymona Hołowni, trudno się dziwić. Tak często jest w przypadku polityków, których popularność została bardzo szybko napompowana, a którzy nie mają za sobą osiągnięć lub zaplecza.
Bronisław Komorowski porównał kiedyś takie kariery do brojlerów: szybko tuczonych kurcząt, błyskawicznie rosnących, ale równie szybko kończących w ubojni, w przeciwieństwie do spokojnego żywota wybiegowych kur niosek. Uderzającym przykładem tego rodzaju kariery jest Kazimierz Marcinkiewicz.
Może zresztą w przypadku Hołowni lepiej pasuje oklepana analogia do balonika, z którego schodzi powietrze. Gdy już prawie całkiem zeszło, ludowcy zauważyli, że nie za bardzo coś innego mają. Szczególnie że PSL popełnił gigantyczny błąd polityczny.
Wielki błąd Kosiniaka-Kamysza
Błędem PSL było niewystawienie własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Tym bardziej, jeśli wierzyć Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, że Trzecia Droga była projektem na "cztery wybory". Czemu więc nie startował, żeby samodzielnie gromadzić kapitał wyborczy przed piątymi, które będą za dwa lata z okładem?
Wystawienie własnego kandydata to znak istnienia i liczenia się partii, a także często potwierdzenie pozycji lidera. Decyzja Kosiniaka-Kamysza w żaden sposób się nie broni. Ostatecznie przed pierwszą turą mógł zrezygnować na rzecz Hołowni albo vice versa, gdyby sondaże wskazywały jego przewagę.
W efekcie tego zaniechania obie formacje zostały osłabione, a wspólny twór polityczny stracił sens bytu. Ale czym on w ogóle był? Czy formacją liberalną, czy socjalną? Progresywną czy konserwatywną? Proekologiczną czy agrarną? Proimigrancką czy antyimigrancką?
Wszystkie te dylematy liderzy Trzeciej Drogi rozmaślali w okrągłych deklaracjach, takich jak "poprawiony Zielony Ład". Miała być udana hybryda - wyszła chimera: dziwny i trudny do zrozumienia stwór polityczny, którego nikt już nie chce i nie potrzebuje. Włącznie z jego twórcami.
Wiktor Świetlik