Równia pochyła polskiej moralności
Ujawnianie kolejnych afer nic nie obchodzi zwolenników Karola Nawrockiego. Nienawiść tak zaślepia Polaków, że odstępują od własnych poglądów moralnych.

Prawo i Sprawiedliwość postawiło na kandydata, który, chcąc nie chcąc, codziennie dostarcza nam swoistej rozrywki. Śmiem twierdzić, że już dziś pan Karol Nawrocki nadaje się na bohatera filmowego. To byłoby prawdziwe kino akcji. Z ekranów można panoramicznym gestem zasiać moralny niepokój. Sukces wśród polskich widzów murowany.
Oto droga chłopaka szczerze zagubionego, lecz o mocnej żuchwie i sprawnych garściach. Tak ambitny, że ciało czasem nie jest w stanie tego znieść. Sięga zatem po używki, prawo pięści i futbol. Szlachetne ideały wykuwa w ogniu piekielnych prób na stadionach. I poza nimi, w zieleni ojczystych lasów. Przekonanie o własnej wyjątkowości pozwalało na przekraczanie kolejnych granic. Chłopak mierzył wysoko. I długo szukał Wielkiej Szansy.
Co wzbudza szacunek, z zapałem rzucał się do pracy. Ochroniarz w środowiskach raczej przestępczych był tylko etapem do groźniejszych wyzwań zawodowych. Co tam świat gangsterów, co tam panie prostytutki. On sięgnął najwyższego ryzyka dla życia: śmiertelnej nudy pracy naukowej.
Szczęściem, cierpienie uszlachetnia. Może dlatego, chociaż to człowiek czynu, dalej już tylko poświęcał się kierowaniu państwowymi placówkami. Chociaż kochał tylko Polskę, mozolnie podróżował po świecie. Dzielnie znosił zmiany czasu oraz niskie diety pobytowe. Temperament bohatera znajdował ujście w kształtowaniu przedziwnych relacji finansowych z podwładnymi. Kawalerki sąsiadów same się pchały do ręki. Ktoś się po nie musiał schylić.
Dopiero polityka polska okazała się żyzną glebą dla bohatera. A dokładniej żyzną glebą jest nasze cudowne ogłupienie. W czasach ślepej polaryzacji widać tylko wroga. Przymykamy jedno oko i widać wroga w rodaku.
Do owoców władzy wiedzie lojalność. Przymykamy drugie oko - na wszystko - w swoim obozie. Tu nie ma miejsca na żadne wątpliwości. A że w mętnej wodzie kariery robiły takie postacie, jak sędzia Tomasz Szmydt? A kto go pamięta? Czasy mamy filmowe, krótko mówiąc.

Co w Polsce utonie, a co nie utonie
Czy to oznacza, że afery i pytania automatycznie zatopią pana Nawrockiego? Nic podobnego. To nie czasy, gdy pan Włodzimierz Cimoszewicz rezygnował z kandydowania na urząd prezydenta pod wpływem brutalnych ataków. Żyjemy w czasach silnych ludzi oraz NIE-DIALOGU.
Ostatnio siedziałem w studio telewizyjnym z zawodowymi politykami. Oni tylko czekali na odpowiednie słowo od adwersarza czy dziennikarza - i bach! - ciskali piorunami gotowych formułek. Trzeba podziwiać refleks ucha. "No, no", pomyślałem nie bez szczypty zazdrości, "co za sprawność umysłu! Jaka pamięć!".
Przez głowę przechodzi pytanie, czy ekstrawagancka kandydatura testuje jeszcze lojalność konserwatywnych wyborców. Nie wiem. Ale pamiętam, że kiedyś Beata Mazurek powiedziała, że "PiS jest partią katolicką". Być może chodziło tylko o niedościgniony ideał.
Niemniej w 2025 oczekiwanie wierności własnej partii idzie coraz dalej. Wraz z listą nie bardzo katolickich detali w biografii kandydata. Już wyekspediowanie seniora z własnego mieszkania stanowiło ciekawą interpretację hasła "solidarności społecznej". A jednak wystarczy powiedzieć, że to "kłamstwa systemu" albo "kłamstwa służb" - i wątpliwości znikają. Warto dodać do tego, że po drugiej stronie są ludzie, którzy - choć mówią po polsku - są na pewno zdrajcami z zagranicy, na pewno godnymi nienawiści.
Zakurzona księga
Nie wynika z tego, że trzeba głosować na kogoś, kogo nie lubimy. Wynika z tego tylko tyle, że zastanowić się, jaką cenę mamy zapłacić za odgórnie serwowaną nam ekstra-lojalność partyjną.
Nasza uwaga odwraca się od detali z biografii polityka - ku agresji do drugiego rodaka. Ale czy owe biograficzne detale znikają? W pewnym sensie tak - bo o nich zapominamy. Stajemy się współuczestnikiem czegoś większego. Często nie wiemy dokładnie, czego, skoro bombardowanie bodźcami odbywa się co sekundę.
Aż głupio przypominać, że dzisiejszy poziom brewerii i łgarstwa przekracza pewne dawne granice przyzwoitości - nas wszystkich. Zaglądam do grubej księgi, która w Polsce jest coraz bardziej zakurzona, z kampanii wyborczej na kampanię pokryta coraz grubszą warstwą. I znajduję tam słowa: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie" (Mt 5, 37). Cóż, od razu widać, że nie pisano tego w dobie mediów społecznościowych.
Jarosław Kuisz